R E K L A M A :
 Newsletter >
 Wyslij znajomym >
 Dodaj do ulubionych
  Szukaj na stronie.
Jestes 41069829 gosciem na naszej stronie
Aktualizowano: 2024-03-15
Rozpiera mnie duma

 

Z Adrianem Kurkiem rozmawia Piotr Kurek  


Adrian Kurek jedzie po tytuł mistrza Polski. Gdynia, 25 czerwca 2017.
Fot. Szymon Gruchalski

Panerai Replica Watches Panerai Replica www.pampanerai.me

– Jest pan od wczoraj, od kilkunastu godzin, mistrzem Polski w kolarstwie. Jakie to uczucie?

– Niesamowite. Ciężko mi się spało. Po pierwsze, z emocji. Po drugie, organizm odczuwa skutki tego niewiarygodnego wysiłku, na jaki się zdobyłem. Ale tytuł szosowego mistrza kraju 2017 rekompensuje to wszystko. Od wczoraj rozpiera mnie duma.

– Wczoraj został pan mistrzem Polski w wielkim stylu. Najpierw przeskoczył pan z peletonu do ucieczki, która miała olbrzymią przewagę - to była niewiarygodna strata, a później cudownie zaatakował. I skutecznie wygrał.

– Zaatakowałem sam z peletonu, nikt się nie kwapił do tego, by podjąć ze mną wspólny wysiłek. Zrobiłem to w momencie, gdy do końca nie miałem pewnych informacji, ile wynosi przewaga ucieczki nad zasadniczą grupą. Zacząłem pedałować, gonić tych z przodu. Zajęło mi to około półtorej godziny, czyli ponad 50 kilometrów trwał mój pościg. Nogi miałem ciężkie, jechałem na całego. Sporo energii straciłem na ten przeskok. A kiedy już dojechałem do Marka Rutkiewicza, Emanuela Piaskowego i pozostałych uciekinierów, otrzymałem dyspozycję od dyrektora grupy Piotra Wadeckiego, by nie angażować się w zbyt mocną jazdę, co jest elementem taktyki kolarskiej, a co nie zawsze może się podobać.

– Kiedy miał pan świadomość, że jest już blisko zdobycia tytułu mistrza Polski?

Na bruku, kiedy do mety pozostał, mniej więcej, jeden kilometr drogi. Obejrzałem się do tyłu, zobaczyłem samochód neutralny z kołami Mavica. To niesamowite przeżycie mieć świadomość, że jedzie się po zwycięstwo solo.


Marek Rutkiewicz, Adrian Kurek i Emanuel Piaskowy. Gdynia 25 czerwca 2017.
Fot. Szymon Gruchalski

– Przejechał pan 261 kilometrów z przeciętną prędkością ponad 40 kilometrów na godzinę. To piękny rezulatat, za którym kryje się morderczy wysiłek. Taka jazda to nie pierwszyzna dla pana?

– Brałem udział w swej karierze w dłuższych wyścigach, jak choćby Mediolan - Sam Remo o długości ponad 290 kiilometrów. Na jednym z nich uciekałem aż 260 kilometrów. Tak więc mam już doświadczenie w tym względzie. W czerwcową niedzielę dobrze wiedziałem na co się porywam. I byłem bardzo dobrze kondycyjnie do tego wysiłku przygotowany.

– Pamięta pan swój pierwszy wyścig kolarski w życiu?

– Tak, doskonale pamiętam. Był grudzień 1999 roku i w Grudziądzu odbywały się zawody MTB, które organizował Klub Sportowy Stal Grudziądz. Miałem wówczas jedenaście lat i w rywalizacji rówieśników zająłem piąte miejsce. Wkrótce potem zapisałem się do tego klubu. Mogę zatem śmiało powiedzieć, że moja przygoda z rowerem trwa już osiemnasty rok.

– Jest pan zodiakalnym Baranem. Jakie cechy wyróżniają pański znak. Wczoraj podjął pan ryzyko, które przekształciło się w spektakularny sukces.

– To upór, to konsekwencja, podejmowanie ryzyka przy bardzo szybkiej kalkulacji. Nie zawsze się wygrywa, takie jest kolarstwo, ale trzeba próbować. I nie bać odważnych akcji. W tej wczorajszej - niedzielnej byłem przekonany, że dam radę, dojadę i wygram. I tak też się i stało.

– W grudniu minie panu osiemnaście lat w kolarstwie. Co ono panu dało?

– Zwiedziłem w tym czasie duży kawał Europy, byłem w Azji i Ameryce Południowej. W początkowej fazie mej kariery (jako junior młodszy i junior) ścigałem się na torze, odnosząc wiele sukcesów. Byłem rekordzistą Polski w torowej jeździe na dystansie 4 kilometrów w kategorii do lat 23, wielokrotnym mistrzem Polski w w konkurencjach wytrzymałościowych w tej specjalności kolarskiej. Mam olbrzymi sentyment do torowego cyklizmu. Zrezygnowałem z niego, gdy grupa, której barw broniłem, przestała istnieć. Kto wie, może byłbym olimpijczykiem. Kolarstwo dla mnie - to ciągłe poznawanie siebie i swych możliwości oraz świata.

– Kto z rodziny Kurków wczoraj kibicował panu w Gdyni?

– Rodzina była w rozjazdach. W Gdynui była moja narzeczona Aleksandra, moi przyjaciele. Mój 12-letni brat Wiktor brał udział w Mistrzostwach Szkółek Kolarskich, które odbywały się w Wielkopolsce. Wziął się za ten sport, trenuje w klubie, zamierzam mu pomagać, wspierać. Jest ambitny.

– Mieszka pan pod Grudziądzem. To najlepsze miejsce do życia w Polsce.

– Bardzo dobre. Trenuję wokół tego miasta na mniej uczęszczanych drogach. Lubię pedałować wokół Karpacza i tamtych okolic. A poza Polską - na Majorce i w hiszpańskim Calpe.


Paweł Cieślik i Adrian Kurek - kolarze reprezentacji Polski na Tour de Pologne. Bukowina Tatrzańska, 5 sierpnia 2011.

Fot. Piotr Kurek

– Kolarstwo zajmuje panu dużo czasu, a co robi pan w czasie wolnym?

– Lubię sięgnąć po dobrą książkę, radować się obecnością rodziny i przyjaciół. A hobbystycznie hoduję gołębie. Mam ich około sześćdziesięciu i w okresie zimowym, jeśli czas na to pozwala, biorę udział w pokazach.

– 29 lipca rozpoczyna się 74. Tour de Pologne. Startował pan w nim kilka razy, będąc aż dwa razy najaktywniejszym kolarzem - w latach 2011 i 2012.

– Chciałbym się znaleźć w składzie ekipy CCC Sprandi Polkowice na nasz narodowy wyścig. A jak już wystartuję, to zawalczę z sercem i zaangażowaniem, by po raz trzeci zyskać miano najaktywniejszego zawodnika w Tour de Pologne.

– W tym roku szosowe mistrzostwa świata odbędą się w Norwegii. Chciałby pan tam pojechać i pokazać w skali światowej to, co pokazał w niedzielę w Gdyni?

– Chciałbym pojechać do Norwegii, stanąć na starcie raczej w roli pomocnika Michała Kwiatkowskiego. który ma największe szanse z polskich kolarzy na odniesienie sukcesu w kraju nad fiordami. Mówiąc krótko, być częścią drużyny, która mu w tym pomoże.

  

 

Logo BCM Nowatex - Producent odzie�y rowerowej, sportowej, kolarskiej

EUROBIKE

 

 
WSTECZ HOME E-MAIL