Czekali na niego na mecie. Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć. Zawsze to on czekał na innych, na swoich trzech, czterech przyjaciół, z którymi od lat startował w wyścigach. Kiedy stało się jasne, że brał udział w gigantycznej kraksie kilka kilometrów przed metą, zaczęli dzwonić. Najpierw do komisariatu policji, potem do szpitali. Szukali po nazwisku, ale nikt nie mógł udzielić żadnej informacji. Wreszcie z jednej kliniki dostali wiadomość.
Karetka przywiozła zmasakrowanego człowieka, nie ma przy sobie dokumentów, z wyglądu ma około 55 lat i żółte kolarskie buty... Przed laty poznawano go po żółtej koszulce. To była jego koszulka. Wygrał czterokrotnie Wyścig Pokoju (1970, 1971, 1973, 1975), przez 52 dni jechał w żółtej koszulce. A teraz w Kolonii jechał w żółtych butach.
Team Szurkowski
To była 102. edycja wyścigu jednodniowego Rund um Köln. 4500 kolarzy na starcie. Zawodowcy mający do pokonania ponad 200 km, amatorzy ścigający się na trasie 126 km i weterani podzieleni na kilka kategorii wiekowych. Ryszard i jego przyjaciele Krzysztof Kozanecki z Poznania, Tomasz Derejski z Kielc, dziś mieszkający w Kolonii i pełniący rolę gospodarza, i Clemens Ujejski, były kolarz Lecha Poznań, też mieszkający w okolicach Kolonii, wystartowali w grupie 60+.
Ryszard Szurkowski, Clemens Ujejski, Krzysztof Kozanecki i Tomasz Derejski - przyjaciele na dobre i złe.
Fot. archiwum Krzysztofa Kozaneckiego
Ścigali się na tej trasie wielokrotnie i świetnie ją znali. Mają czarne stroje, spodenki i takie same koszulki z napisem TEAM Szurkowski Polska. Pięknie się prezentują, logo sprawia, że są i znani i dumni. Lider zespołu jedzie z numerem startowym umieszczonym i na koszulce, i na kasku.
„Wszystko pamiętam, bo o dziwo, nie straciłem ani na moment przytomności" – opowiada Ryszard w ośrodku rehabilitacyjnym w Konstancinie. „To było kilka kilometrów przed metą. Szeroka ulica i niesamowite tempo. Około 40 km/godz. Zbliżaliśmy się do wysepki. Większość kolarzy jechała prawą stroną, ale dwóch przede mną chciało prawdopodobnie ominąć wysepkę z lewej. Szczepili się kierownicami i w ułamku sekundy leżeli obydwaj. Kraksa. Niby nic specjalnego, ale nie miałem szans. Fiknąłem nad kierownicą uderzając twarzą w asfalt. Najpierw wpadło na mnie dwóch kolarzy, a potem kilkunastu, a może i kilkudziesięciu. Słyszałem szczęk rowerów, krzyk i sygnał karetki".
Rekonstrukcja twarzy
Potem wszystko przebiegało bardzo sprawnie, jak to w Niemczech. Od 1971 roku organizatorem imprezy jest pasjonat kolarstwa Artur Tabat. Właśnie wtedy, 47 lat temu, Szurkowski wygrał po raz drugi Wyścig Pokoju, zwyciężył także w plebiscycie „Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca Polski (potem jeszcze w 1973 roku), wreszcie odebrał nagrodę Fair Play UNESCO za niespotykany gest. Na mistrzostwach Polski oddał swój rower Zygmuntowi Hanusikowi, któremu defekt pokrzyżował plany i „Zyga" zdobył na nim tytuł mistrzowski. Tę nagrodę Szurkowski ceni na równi ze zwycięstwami.
A było ich bez liku. Na czele listy jest tytuł mistrza świata wywalczony w Barcelonie 1 września 1973 roku. Później był jeszcze jeden tytuł mistrzowski w drużynie (1975) i dwa srebrne medale olimpijskie w tej samej specjalności (1972 i 1976). W plebiscycie na najlepszego sportowca XXX-lecia był drugi za Ireną Szewińską.
Wyścig w Kolonii ma swą długoletnią historię.
Fot. archiwum Krzysztofa Kozaneckiego
10 czerwca 2018 roku to niejedyny tragiczny dzień w życiu Ryszarda. 11 września 2001 roku w ruinach World Trade Center w Nowym Jorku ginie w wieku 31 lat jego syn Norbert. Kilkanaście lat wcześniej wyjechał z matką Ewą na stałe do USA. Pracował na Manhattanie i poszedł coś załatwić w jednym z tamtejszych biur. Dzień wcześniej wrócił z córką z wakacji w Polsce.
Ryszard wraca do tragicznego upadku. „Tomografia. Czułem jak rozcinają mi koszulkę i spodenki. Jedziemy na blok operacyjny, najpierw pierwsza operacja kręgosłupa, następnego dnia druga, a po tygodniu rekonstrukcja twarzy. Pani chirurg żartowała, że musi mi zrobić nową twarz. Dziś widzę, że egzamin zdała celująco".
Poza jednym, nie pamiętam innego wypadku Ryszarda. A łączy nas wiele wspólnych lat, pisane razem książki, dziesiątki wyścigów. To był ostatni etap Wyścigu Pokoju 1975. Przepełniony Stadion Dziesięciolecia w Warszawie. 100 tys. kibiców. Wpada peleton. Ludzie szukają wzrokiem żółtej koszulki, ale nie ma jej w peletonie. Kilkanaście sekund później samotny kolarz wyjeżdża z tunelu. Podarta, zakurzona koszulka, lider leżał w kraksie kilkadziesiąt metrów przed wjazdem na stadion. Ludzie wstali z miejsc, wiwatom nie było końca. To, jak się później okazało, była ostatnia meta Szurkowskiego podczas Wyścigu Pokoju.
„Nikt mnie nie wywrócił specjalnie – wspomina Ryszard – typowa przepychanka przed wjazdem na stadion i do tunelu. Walczą Rosjanie, Niemcy, my i Włosi. Ci co zawsze. Ostatni zakręt w lewo. Wyłożyłem się jak długi. Rzadko kiedy mi się to zdarzało. Ale ostatni na stadion wjeżdżałem w żółtej koszulce także w Berlinie w 1970 roku. Choć wtedy nie po kraksie. Towarzyszył mi Zbyszek Krzeszowiec. To właściwie fajne uczucie. A tej żółtej koszulki z 1975 roku nawet nie wyprałem. Wisi w domu na honorowym miejscu. Poproś Iwonę, to prześle ci zdjęcie na maila".
Musi być dobrze
Iwona Szurkowska, żona Ryszarda, ma swoje wspomnienia związane z czerwcowym wypadkiem męża. „Najpierw w Kolonii pierwsza diagnoza: uszkodzony rdzeń kręgowy i czterokończynowe porażenie, potem po operacji twarzy nie byłam pewna, czy mąż to w ogóle przeżyje. Po trzech tygodniach przenosiny do kliniki rehabilitacyjnej w Herdecke. Po prawie dwumiesięcznym pobycie w Niemczech zdecydowaliśmy się na powrót do Polski. Przyjaciele rozpoczynają działania. Zawsze ci sami, z Teamu Szurkowski. Dodatkowo do akcji wkraczają dr Paweł Baranowski z Centrum Stocer w Konstancinie, dyrektor Mazowieckiego NFZ Filip Nowak i przyjaciele z kolarstwa: Miecio Nowicki, Henio Charucki, Szymon Krotosz. Miejsce w szpitalu Stocer w Konstancinie, samolot sanitarny, trzymiesięczna rehabilitacja i stałe, choć umiarkowane postępy. Najważniejsze są nogi, ważne, by mógł na nich ustać i potem zaczął chodzić. Pewnie już w Kamieniu Pomorskim z wykorzystaniem najnowocześniejszych aparatów i urządzeń. Jestem optymistką, Ryszard też, będzie dobrze, musi być dobrze. To jego najważniejszy i najtrudniejszy wyścig w życiu. Powoli schodzi z nas olbrzymie napięcie, bo jest nadzieja...".
Ryszard Szurkowski, polski kolarz wszech czasów, potrzebuje wsparcia społeczności nie tylko rowerowej.
Fot. archiwum Krzysztofa Kozaneckiego
Operacja twarzy Ryszarda Szurkowskiego w klinice uniwersyteckiej w Kolonii trwała ponad siedem godzin. I była trzecią w kolejności. Najpierw zajęto się poturbowanym kręgosłupem. Uszkodzona była czaszka, połamana w kilku miejscach szczęka i zdeformowany nos, zmiażdżona warga, powypadkowe zdjęcia oczywiście są, ale Ryszard nie zgadza się na ich pokazanie.
Może ktoś zapytać, dlaczego dopiero dziś, po paru miesiącach, dowiadujemy się o tym tragicznym wypadku. Odpowiedź jest prosta. Takie było życzenie Ryszarda. Nie chciał, by temu wypadkowi nadano rozgłos, zakładano fundację i zbierano pieniądze na ewentualne leczenie. „To była moja prywatna sprawa, prywatny wyjazd. I powinienem ponosić wszelkie konsekwencje" – twierdził wielki kolarz.
Ale gdy się okazało, że dalsza rehabilitacja neurologiczna po urazie rdzenia kręgowego potrwa dłużej niż początkowo zakładano, a koszty znacznie wzrosną i przekroczą możliwości finansowe rodziny, Ryszard po namowie kolegów ze środowiska kolarskiego zgodził się na upublicznienie wiadomości o wypadku i stanie swego zdrowia.
Ryszard Szurkowski – Rehabilitacja
Możemy wesprzeć finansowo wielkiego mistrza walczącego o powrót do sprawności fizycznej. Jest nadzieja, że uda mu się to w Uzdrowisku Kamień Pomorski, jednym z najnowocześniejszych centrów rehabilitacyjnych w Polsce wyposażonych w bazę zabiegową i zaawansowane technologicznie urządzenia: egzoszkielet i lokomat.
Krzysztof Wyrzykowski
Stowarzyszenie Lions Club Poznań 1990
ul. Jana Henryka Dąbrowskiego 189, 60-594 Poznań,
Bank PeKaO SA I oddział w Poznaniu Nr konta: 09 1240 1747 1111 0000 1845 5759 RYSZARD SZURKOWSKI – REHABILITACJA