Dominika Włodarczyk o przełajach i przyszłości
Dominika Włodarczyk chciałaby startować w tegorocznych Mistrzostwach Świata w kolarstwie przełajowym, które odbędą się w styczniu w USA.
Fot. Atom Deweloper Posciellux.pl Wrocław
Dominika Włodarczyk, zawodniczka Atom Deweloper Posciellux.pl Wrocław, w niedzielę, 9 stycznia, w Gościęcinie została mistrzynią Polski w kolarstwie przełajowym zarówno w kategorii orliczka, jak i elita kobiet. Mocno wyścig rozpoczęła broniąca tytułu Barbara Borowiecka, ale Dominika dość szybko zaczęła wyrównywać straty. W efekcie na metę wjechała przed bardzo mocno naciskającą Antoniną Białek i Zuzanną Krzystałą.
– Mimo że startowałaś z pierwszego rzędu, nieco się zaplątałaś i początkowo jechałaś na dalekiej pozycji.
– Do słabszych startów w moim wykonaniu jestem już przyzwyczajona (śmiech), więc nie byłam jakoś szczególnie przerażona tym faktem. W zasadzie już po 200-300 metrach odrobiłam stratę i jechałam w prowadzącej grupce zawodniczek, między którymi rozegrała się walka o medale. Kiedy do niej dojechałam, poczułam się pewniej.
– Na drugim zakręcie upadłaś. Nie wybiło cię to z rytmu?
– Niestety, doszło do nieprzyjemnej sytuacji między mną a inną zawodniczką i w efekcie leżałam. Ale ani nie wybiło mnie to z rytmu, ani nie straciłam motywacji. Wiedziałam, po co przyjechałam na te mistrzostwa i na co mnie stać, więc po prostu jechałam swoje. Sporo było po drodze kryzysów, ale to chyba zapewniło widowisku więcej pikanterii.
– Wyścig kobiet był bardzo emocjonujący!
– Słyszałam, że w szczytowym momencie transmisję z rywalizacji elity kobiet oglądało 1300 osób! Na mnie ta liczba robi wrażenie, cieszę się, że nasze zmagania spotkały się z takim zainteresowaniem. Dołożyłyśmy w ten sposób cegiełkę do propagowania kobiecego kolarstwa. Uważam, że były w tym naszym ściganiu emocje od samego początku aż do ostatnich metrów przed metą. Nie wiem, czy nie cieszy mnie to bardziej niż moje tytuły! (śmiech)
– Miałaś bardzo mocne rywalki. Śledziłaś przed startem ich wyniki?
– Wiedziałam, z kim przyjdzie mi się mierzyć. Miałam świadomość, że dziewczyny są zapewne lepsze technicznie, a może i fizycznie. Ale dobrze się do tego wyścigu przygotowałam, zrobiłam wszystko, co było możliwe i zrealizowałam skrupulatnie założenia treningowe i startowe, jakie przyjęliśmy z Pawłem [Bentkowskim – przyp. red] przed sezonem. W Gościęcinie miałam po prostu tylko jechać i dać z siebie wszystko. Nie miałam oczywiście pewności, jaki będzie efekt, na co z kolei stać dziewczyny, ale tym większa radość, że wyszłam z tego starcia zwycięsko.
– Czy w momencie, w którym minęłaś Basię, pomyślałaś, a może nawet nabrałaś pewności, że możesz powalczyć o złoto i koszulkę mistrzyni Polski?
– Zaskoczę cię, ale przed startem to nie Basi się najbardziej obawiałam, lecz Antoniny Białek, która zresztą sprawiła, że końcówka wyścigu była naprawdę bardzo mocna i nie miałam nawet chwili, by złapać oddech. Dzień wcześniej z Wiolą [Furtak – przyp. red.] śmiałyśmy się, że wszyscy typują faworytki, ale nikt nie wymienia wśród nich Tosi, a to ją uważałyśmy za czarnego konia tych mistrzostw. I miałyśmy rację. Kiedy jechałam z przodu, nie martwiłam się Basią i Zuzią, choć oczywiście miałam z tyłu głowy myśl, że mogą mi zagrozić. Wyścig był dość długi, przez 50 minut wszystko może się zdarzyć. Jednak ufałam swojej intuicji, która podpowiadała mi, że Tosia jest w gazie i że to z nią stoczę najcięższą walkę, o ile w ogóle uda mi się ją nawiązać. Tak więc kiedy minęłam Basię wiedziałam, że nie jestem nawet w połowie drogi do medalu.
– Startowałaś w tym roku w zawodach za granicą. To była dla ciebie również forma przygotowań do mistrzostw?
– Trudno przecenić moje straty w wyścigach Pucharu Świata, bardzo dużo mi dały! Jestem wdzięczna Przemkowi Gierczakowi, Pawłowi i Paulinie [Brzeźnej-Bentkowskiej – przyp. red.], że umożliwili mi udział w tych zawodach. To jest zupełnie inny poziom. Myślę, że nie wygrałabym tych mistrzostw bez startu choćby w Namur, gdzie od Lucindy Brand dostałam 7 minut, ścigając się trudnych warunkach, na bardzo technicznej trasie. Wykorzystałam te doświadczenia w Gościęcinie.
– Ścigasz się w przełajach, z przerwami, od początku swojej kolarskiej kariery. Jak oceniasz rozwój tej dyscypliny w Polsce?
– Rywalizowałam w CX od młodziczki do juniorki młodszej i wtedy te wyścigi były dużo skromniejsze. W tamtym roku po raz pierwszy wystartowałam w wyścigu Pucharu Polski i byłam mile zaskoczona tym, że kobiety i mężczyźni dostają takie sam nagrody pieniężne. Wrażenie zrobiła na mnie również oprawa, mnóstwo kibiców, startujących w zawodach mastersów i amatorów, transmisja online. Był w niedzielnym wyścigu taki moment, na schodach, że poczułam się jak w Belgii. Ten doping kibiców to była piękna rzecz!
– Teraz pewnie czeka cię odpoczynek, za chwilę szosowe starty, o przełajach chcesz pewnie na chwilę zapomnieć. Ale zapytam o to, czy zamierzasz jesienią w tym sezonie więcej się ścigać w CX? A może myślisz o mistrzostwach świata?
– Chciałabym już w tym roku lecieć na MŚ, ale rozgrywane są w USA, co – jak wiadomo – wiąże się z dużymi kosztami. Przełaje nie są dyscypliną olimpijską, więc nie wiem, czy będę miała okazję wziąć udział w czempionacie, a szkoda, bo chciałabym się sprawdzić w wyścigu takiej rangi. Nie oznacza to jednak, że rezygnuję. Czekam na swoją szansę i wiem, że jej nie przegapię i dobrze wykorzystam. A co do moich jesiennych startów w przełajach, to jako mistrzyni Polski nie będą miała innego wyjścia niż się ścigać! Cieszę się, że dostąpię zaszczytu startu w koszulce z orłem, ale też wiem, że będę musiała naprawdę godnie ten trykot reprezentować.
|