Piękna jazda w stronę Wielkopolskiego Parku Narodowego i trochę dalej, by wrócić do Poznania
Po przejechaniu 65 kilometrów znalazłem się w Mosinie.
Fot. Michał Kasprzyk
Śniegu nie ma, mróz nie szczypie w nos ani też w uszy, słońce ładnie świeci, temperatura wynosi prawie 10 stopni Celsjusza. Co w tej sytuacji można robić? Siąść na rower i zrobić coś ekstranadzwyczajnego, czyli w narodowe święto (Trzech Króli) pokonać dystans 100 kilometrów. Dziś tak zrobiłem. Po raz pierwszy w tym roku.
Kilka godzin pedałowania, z Poznania w stronę Wielkopolskiego Parku Narodowego i później jeszcze dalej - aż pod Czempiń, by wrócić wieczorem do Poznania.
Jadę nad Wartą - w stronę Puszczykowa, po znanym szlaku rowerowym.
Fot. Weronika Bed
Po drodze miałem kilka miłych spotkań, zrobiłem wiele zdjęć.
Zapis z liczników: dystans - 100,86 km, czas jazdy - 7:04:53 h, prędkość średnia - 14,24 km/h, prędkość maksymalna - 40,94 km/h. Maksymalne tętno - 171, średnie tętno - 111, wydatek kalorii - 3838 Kcal. Temperatura od 8 do 5,7 stopni Celsjusza.
Pierwsze spotkanie na 20. kilometrze trasy, nad Wartą. Jadę w stronę Puszczykowa i widzę jak dwoje młodych ludzi z aparatami fotograficznymi szuka ciekawych ujęć - wiosny w zimowy czas. Pani Weronika marzy o tym, by zająć się profesjonalnie robieniem zdjęć, może sportowcom. Łapie mnie w swój obiektyw, naciska migawkę. I tak kilka razy powtarza.
Na 35 kilometrze kolejne niezwykle sympatyczne spotkanie. W połowie drogi między Puszczykówkiem a Jeziorami przy bocznej drodze dostrzegam troje rowerzystów. Jeden z nich mówi: "Dzień dobry panie Kurek".
To Krzysztof Mastysiak z Poznania wybrał się z żoną Alicją i kolegą Tomaszem Szczeblowskim na styczniową przejażdżkę. – Nie mogliśmy się już jej doczekać - mówili małżonkowie. Co się okazuje? Napisali list do Gwiazdora z prośbą o nowe rowery i takie dostali pod choinkę. Ten Który Czyni Dobro dotarł z nimi (nie pomylił drogi) na Rataje i sprawił im wiele radości.
Tomasz Szczeblowski (od lewej), Alicja Matysiak i Krzysztof Matysiak.
Dostali nowiuteńkie rowery górskie dobrej klasy, czyli marki Scott. Pan Krzysztof - 29. calowego, żona - 27,5. calowego.
Dziś z radością pedałowali po Wielkopolskim Parku Narodowym, podziwiając jego piękno i radując się z testowania w ładnej pogodzie naprawdę dobrych "górali".
Kilka minut rozmowy i w drogę. Umówiłem się z sympatycznymi Pyrusami na wiosenne maratony MTB w Wielkopolsce - w Dolsku i w Murowanej Goślinie. Teraz, kiedy mają dobry sprzęt, marzy się im w tym roku sportowy wjazd na Śnieżkę.
Zjazd w stronę Jeziora Góreckiego.
Rowery nad Jeziorem Góreckim, dużo pieszych w tym uroczym zakątku Wielkopolskiego Parku Narodowego. Czterdziesty kilometr wybija mi się na liczniku Sigmy w Łodzi nad Jeziorem Dymaczewskim, pięćdziesiąty w Bieczynach (prawie pod Czempiniem). Robi się już ciemno i trzeba kierować się w stronę Poznania. Kiedy dojeżdżam do wsi Pecna, fotografuję tablicę tej miejscowości.
Nowinki - to już 60 km, Mosina - 65 km. Na rynku tego miasteczka sporo ludzi gromadzi się przy reniferze z saniami, robiąc sobie zdjęcia. Ja także.
Wjazd do miejscowości Pecna. Jest godzina 17.00
Jest już prawie godzina 18, temperatura wynosi 5,7 st. Celsjusza. Świetnie mi się dziś pedałuje. Kilka minut i jestem w Puszczykowie (70 km) - mieście, kurorcie, letnisku. Wiosną i latem jest tu zawsze przyjemnie, ale dziś trudno się tutaj oddycha. Z kominów leci dym, dusząca zawiesina wisi w powietrzu i każdemu, jak ja, kto pedałuje na rowerze brakuje tlenu. Trzeba zwolnić. Za rogatkami kolejowymi w Luboniu spotykam policyjny patrol, który zatrzymuje samochody, cyklistów tym razem nie.
Pokonałem dziś 100 kilometrów, w większości po bezdrożach Wielkopolskiego Parku Narodowego. Siedem godzin pedałowania sprawiło, że straciłem jeden kilogram wagi. Wjazd do centrum Poznania od strony Półwiejskiej (Stary Browar) i nocna przejażdżka po ulicach Grodu Przemysła.
Polecam taką rowerową włóczegę wieczorem, by zobaczyć, że nocą Poznań w kilku miejscach (UAM, Opera, odnowiony gmach Urzędu Wojewódzkiego przy al. Niepodległości), także Stary Rynek może zachwycić swą urodą.
Warta pod Puszczykowem, 6 stycznia 2014.
Kiedy ma się przejechanych 95 km, takie ostatnie 5 km po centrum Poznania jest radosnym zwieńczeniem rowerowego trudu. W styczniowy dzień, 6 stycznia, kiedy widoki na śnieg i na mróz wydają się jakoś nieosiągalne. W tej sytuacji trzeba korzystać ze sprzyjającej pogody i pedałować.
Jak dziś Alicja i Krzysztof Matusiakowie, jak ich kolega Tomasz Szczeblowski, jak autor Wielkopolskiego Rowerowania.
Piotr Kurek
|