Rowerem w stronę Wielkopolskiego Parku Narodowego

Katarzyna i Robert Mleczko pedałują przez Wielkopolski Park Narodowy.
Fot. Piotr Kurek
Pokonałem 86 kilometrów na rowerze w niedzielny upał. Ruszyłem z Poznania w stronę Wielkopolskiego Parku Narodowego, by meandrować tutaj godzinami po leśnych ścieżkach i dróżkach. Najczęściej sam, ale także w towarzystwie sympatycznych ludzi, jakimi okazali się Katarzyna i Robert Mleczko z Lubasza.
Spotkałem ich w sercu Wielkopolskiego Parku Narodowego, nad Jeziorem Góreckim. Przyjechali tutaj, by poznać z wysokości siodełka rowerowego nowy fragment naszego regionu. – Gdzie tu można pojechać i co ciekawego zobaczyć? - zapytała mnie pani Kasia.
Miałem wolną niedzielę, po raz pierwszy od kilku tygodni, zatem zabawiłem się w przewodnika, by poprowadzić fanów turystyki rowerowej wokół Jeziora Góreckiego. Przejechaliśmy może z kilometr, na koniec najpiękniejszego akwenu śródlądowego w Wielkopolsce, by w okolicach plaży spotkać strażaków. Byli w akcji, pomagali rannemu rowerzyście, który w ten niedzielny dzień miał potwornego pecha: złamał nogę podczas jazdy!

Adam Adamkiewicz w niedzielę ratował rannego rowerzystę.
Fot. Piotr Kurek
I kiedy spojrzałem na strażaków z Mosiny, twarz jednego z nich wydała mi się wielce znajoma. Toż to jest ..., nazwisko padnie później, zwycięzca ostatniego czwartku kolarskiego na torze samochodowym. Przez chwilę miałem wątpliwości, ale sympatyczny kolarz/ strażak wyciągnął rękę do powitania. To Adam Adamkiewicz, którego nie spodziewałem się spotkać w tym właśnie miejscu.
– Postaram się być w najbliższy czwartek na torze "Poznań" - powiedział były kolega klubowy Michała Kwiatkowskiego, który mieszka w Grabonogu pod Gostyniem a pracuje w straży pożarnej w Mosinie.
Rowerzyści z Lubasza, Adam Adamkiewicz - to tylko część rowerowej braci, którą spotkałem na niedzielnym szlaku. Piotr Niewiada machał do mnie ręką na Wartostradzie, w Puszczykowie spotkałem grupę entuzjstów dwóch kółek z Poznania i Lubonia.
.jpg)
Autor Wielkopolskiego Rowerowania nad Jeziorem Góreckim.
Fot. Katarzyna Mleczko
Przejechałem w niedzielny czas dokładnie 86, 38 km. Zajęto to mi prawie siedem godzin. Upał był prawie morderczy, ja niespiesznie jechałem lasami Wielkopolskiego Parku Narodowego. Dotarłem nad Jezioro Dymaczewskie, by w jego dwóch miejscach ochłodzić się w jego wodach. Kiedyś były one czystsze - takie odniosłem wrażenie, porównując choćby z bliskim memu sercu Jeziorem Strzeszyńskim.
Wracałem drogą asfaltową z miejscowości Jeziory (siedziba WPN) w stronę Puszczykowa. I odniosłem wrażenie, że nie można już na niej latać dziur i kleić każdą kolejną masą bitumiczną. Te kilka kilometrów nadaje się do gruntownego remontu.
Lody u Kostusiaków (firma rodzinna z tradycjami) były ostatnim przystankiem w drodze do Poznania. 22 km jechałem w wieczorny czas, jakby w znośniejszej temperaturze. W domu byłem przed godziną 22.
Noga podaje, forma rowerowa po wyprawie wokół polsko- słowackich Tatr jest dobra, ale w Tour de Pologne Amatorów nie wystartuję. Brałem udział trzy razy w tej sympatycznej imprezie, tym razem ograniczę się do kibicowania.
Piotr Kurek
Swiss Replica Watches https://www.joinwatch.net
|