Z Marcinem Sapą rozmawia Piotr Kurek
Marcin Sapa i entuzjaści rowerów. Strzeszynek, 13 listopada 2011.
– Ile dziś, w niedzielę 13 listopada 2011 roku, pokonał pan kilometrów na rowerze?
– Kilkadziesiąt kilometrów, co zajęło mi około półtorej godziny jazdy. Ruszyłem z Jeżyc, pedałowałem wzdłuż Rusałki do Strzeszynka, dalej w stronę Kiekrza i Krzyżownik. Stamtąd wracałem do Poznania. W okolicach polany nad Jeziorem Strzeszyńskim zostałem rozpoznany przez fanów kolarstwa. Tu zrobiłem krótką przerwę, stanąłem z nimi do pamiątkowych fotografii nad ogniskiem i dalej w drogę.
– Czy codziennie jeździ pan teraz, w listopadzie, na rowerze?
– Wszedłem już w cykl treningowy. Staram się codziennie pedałować - do dwóch godzin. Nie stronię od pływania, także na siłowni spędzam czas. Od grudnia intensywność treningu wzrośnie. Jeśli będą sprzyjające warunki na drogach, nie będzie śniegu i mrozu, na szosowym rowerze lub górskim będę pedałował od półtorej do trzech godzin.
– Jest pan jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich kolarzy. W tym roku startował pan w ekipie BDC, w roku 2012 także?
Dariusz Baranowski i Marcin Sapa - liderzy teamu BDC.
– Tak. Drugi rok z rzędu będę reprezentował niebieskie barwy BDC. Razem ze mną jeździć będą Dariusz Baranowski, Adam Wadecki, Robert Radosz, Mateusz Komar, Wojciech Ziółkowski, Dariusz Walczak i Dariusz Rudnicki. Cała nasza ósemka - to sprawdzeni i doświadczeni kolarze. Będzie w naszym teamie jeszcze trzech - czterech orlików, którzy szlifować będą swe talenty i kolarskie umiejętności.
– Jak zacznie się rok 2012 dla teamu BDC?
– Wszystko wskazuje na to, że w styczniu 2012 pojedziemy na zimowe zgrupowanie gdzieś w Karkonosze. Miejsce nie jest jeszcze ustalone, ale myślę, że w grę wchodzi Karpacz, Szklarska Poręba lub podobne miejscowości. Od lutego będziemy trenować w Hiszpanii - przez dwa miesiące. Chcemy być dobrze przygotowani do sezonu 2012 i zamierzamy wygrywać najważniejsze wyścigi kolarskie w Polsce. Na rowerach marki Jamis. Powiem nieskromnie, chcemy w 2012 roku rządzić polską szosą.
– Jest pan sadownikiem o sporym doświadczeniu. Jakie były tegoroczne zbiory jabłek?
– Dla mnie był to rok klęski. Zebrałem jedynie 10 procent tego, co było możliwe do zbioru. 90 procent wykończył w jedną noc mróz. Majowy mróz. Na początku maja startowałem w Wyścigu o Wielką Nagrodę Bełchatowa. Kiedy zaczynaliśmy jazdę - zaczął padać śnieg. Trasa uległa skróceniu do 80 kilometrów. Wygrałem ten wyścig i kończyłem jazdę na szosie grubo przysypanej śniegiem. Wsiadłem w samochód i szybko pomknąłem do swego sadu, by go chronić przed mrozem. Paliliśmy słomę, by dym był zaporą dla mrozu. W tą noc od godziny 21 do 7 rano było minus 8 stopni mrozu. Na nic zdało się to palenie snopków słomy, ten mróz jednej nocy wykończył sady Wielkopolski i Kujaw. Mam nadzieję, że rok 2012 będzie dla mnie korzystny - na szosie i w moim sadzie.
|