Z Marcinem Sapą rozmawia Piotr Kurek
Janusz Kowalski i Marcin Sapa. Poznań, 19 września 2009 - wielka impreza rowerowa z okazji Europejskiego Dnia Bez Samochodu.
– Chciałby Pan zostać szosowym mistrzem Polski 2011?
– Raz już nim byłem - w 2008 roku. Ten tytuł z czerwca 2008 sprawił, że znalazłem się w składzie reprezentacji Polski na 65. Tour de Pologne, podczas to którego wyścigu uciekałem na wielu etapach (łącznie około 600 kilometrów), pokazałem się publiczności i dyrektorom grup kolarskich całego świata, co ostatecznie zaowocowało przejściem do włoskiego teamu Lampre. Jeździłem w nim dwa lata i w jego barwach ukończyłem w 2009 roku Tour de France.
– Tegoroczne mistrzostwa Polski na szosie odbędą się w Złotoryi, gdzie w czerwcu 2008 został Pan mistrzem Polski. I gdzie na finiszu, po ponad 260 kilometrach, okazał się Pan lepszy od Bartłomieja Matysiaka i Macieja Bodnara?
– Trasa jest mi znana. I jakiś sposób emocjonalnie bliska. Sport ma tą mocną stronę, że nigdy nie można wykluczyć takiej oto ewentualności, że znów w Złotoryi stanę na najwyższym miejscu podium. Tamto zwycięstwo było dlań ważne, miłoby było je powtórzyć. Przyznam jednak, że wyścig ze startu wspólnego podczas mistrzostw Polski zawsze jest specyficzny, niełatwy. I do pewnego stopnia przypomina loterię. Rywali do pierwszego miejsca jest dużo. Wiem, że będę się starał, że powalczę, że nie odpuszczę tej wielkiej szansy, by w tym samym miejscu Polski znów być pierwszym, najlepszym, z koszulką mistrza i orłem na piersi.
– W poniedziałek 7 lutego poszła w świat informacja, że zostaje Pan kolarzem grupy BDC Team. Będzie Pan jej liderem?
– W przypadku polskich grup, trudno mówić o liderze, jak to ma miejsce w grupach ProTour. BDC Team, w barwach którego w tym roku będę startował, liczyć będzie dziewięciu zawodników. W jej składzie, oprócz mnie, znajdują się także Robert Radosz, Dariusz Rudnicki, Mateusz Komar, Wojciech Ziółkowski, Daniel Walczak, Mariusz Kowal, Łukasz Ziemka i Adrian Banaszek. Z Robertem jesteśmy najstarszymi, najbardziej doświadczonymi zawodnikami, najmłodszym jest 18-letni Adrian Banaszek. Myślę, że młodym i ambitnym kolegom z nowego teamu wspólnie z Robertem Radoszem będziemy mieli co przekazać, nauczyć, podpowiedzieć.
– Jakie plany ma nowa polska grupa kierowana przez Dariusza Banaszka i Roberta Dudę?
– 17 marca cała grupa leci na dwa tygodnie do Hiszpanii (Lloret de Mar) pod Barceloną. W marcu pojedziemy na Cypr - od 12 do 26. A później już zacznie się sezon wyścigowy, pierwsze imprezy na Dolnym Śląsku. Jako grupa zamierzamy startować w najważniejszych polskich wyścigach, niewykluczony jest także start poza granicami Polski.
– Po pierwszych latach przygody z kolarstwem, w barwach Górnika Konin, KTC Konin i Zagłębiu Konin, przeszedł pan do grupy Atlas Lukullus, kierowanej przez Dariusza Banaszka w Nowym Dworze Mazowieckim. Jeździł Pan tam dwa lata (2000-2001) i zapewne dobrze wspomina tamten czas?
– To było w roku 2000, gdy w barwach grupy Atlas Lukullus, kierowanej przez Dariusza Banaszka, na Miedzianej Górze wywalczyłem tytuł wicemistrza Polski w jeździe indywidualnej na czas. Na dystansie 40 kilometrów przegrałem o 20 sekund z mistrzem - Piotrem Wadeckim. Od tego czasu, a więc od ponad dziesięciu lat, dobrze znam się z Dariuszem Banaszkiem. Powiem krótko, chciałem już kończyć karierę, ale dostałem właśnie propozycję od byłego kolarza, obecnie człowieka biznesu. Pojechałem do Nowego Dworu Mazowickiego w ubiegłym tygodniu, oferta była lepsza od poprzednich polskich - z CCC Polsat Polkowice i BGŻ - i z niej skorzystałem. Powiem krótko: nie spodziewałem się tej niespodziewanej oferty. Byłem już pogodzony z myślą, że muszę kończyć karierę wyczynowego kolarza.
– Od czasu naszej ostatniej rozmowy, w grudniu 2010, minęło trochę czasu. Jak Panu on minął: na odpoczynku, czy kolarskim treningu?
– Od dwóch miesięcy prawie nie trenowałem. Już byłem jakby pogodzony z myślą, że trzeba będzie patrzeć na rower zawieszony na ścianie. Mam duże zaległości treningowe, ale myślę, że do wiosny je odrobię. Dziś przejechałem 70 kilometrów w moich okolicach rodzinnych, Sompolna. Jeszcze na rowerze Wilier z Lampre, ale po powrocie z Hiszpanii pedałować będziemy na najnowszych modelach szosowych maszyn o nazwie Carrera.
– Za dwa dni, 10 lutego, kończy Pan 35 lat. Ma Pan olbrzymie doświadczenie kolarskie i co chciałby Pan przekazać młodym ludziom, którzy w tym roku startować będą, tak jak Pan, w barwach teamu BDC?
– Czas szybko biegnie. Za dwa dni kończę 35 lat, ale oferta od Dariusza Banaszka na nowo ożywia me kolarskie ambicje. Osobiste, ale też poczuwam się do tego, by Robert Radosz i młodsi koledzy z BDC teamu czuli, że mogą na mnie liczyć w kolarskim peletonie. Powiem krótko: nie chcę gdybać i spekulować, ale miłoby było powtórzyć czas z 2008 roku. Czas dobrej jazdy, mistrzowskiego tytułu i także medialnego rozgłosu.
|