Od soboty do soboty - 2 (8.01. - 15.01.2011)
Mija drugi tydzień roku 2011. Czas refleksji i zadumy nad tragedią sprzed trzech lat, gdy pod Kórnikiem zginęli poznańscy pasjonaci MTB. To także czas, gdy Ryszard Szurkowski świętował swoje 65. lecie, i gdy Amerykanin Lance Armstrong w dalekiej Australii szykuje się do rozstania z zawodowym peletonem.
Pamiętamy o tej tragedii
Zdarzyła się ona trzy lata temu, dokładnie 9 stycznia 2008 roku. Tego dnia dwaj poznaniacy Zbigniew Jędrzejczak i Marek Wawrzyniak - prawie rówieśnicy, koledzy, partnerzy wspólnych jazd rowerowych - wybrali się na kolarski trening. Jak się okazało, ostatni.
W tym miejscu przed trzema laty, 9 stycznia 2008, rozegrała się tragedia.
Dostawczy Mercedes, kierowany przez niespełna 20-latka, potrącił ich tego dnia około godziny 14 na obwodnicy Kórnika. Marek Wawrzyniak zginął na miejscu, Zbyszek Jędrzejczak zmarł pięć dni później w poznańskim szpitalu przy ulicy Przybyszewskiego.
Obaj kochali jazdę na rowerze, obaj od lat rywalizowali w zawodach cross country i maratonach MTB. Pokonywali tysięce kilometrów rocznie na swych rowerach górskich. I na szosie, jak i po bezdrożach.
Ich pogrzeby - Zbyszka w Kórniku, Marka w Poznaniu - zgromadziły prawie całe wielkopolskie środowisko kolarskie, nie tylko MTB. Rok później, w lutym 2009 roku, niezastąpiony Wojciech Gogolewski, prezes ogniska TKKF "Pałuki" z Wągrowca i zarazem główny animator imprez MTB w naszym regionie, zorganizował na poznańskich Winogradach kolarski Memoriał Marka i Zbyszka. Było bardzo zimno, śniegu nie brakowało, kolarze też dopisali. Rok temu odbyła się druga edycja - równie udana, jak ta pierwsza.
6 lutego 2011 roku kolarska Wielkopolska, mile widziani zawodnicy z innych regionów kraju, spotyka się po raz trzeci na Winogradach, by przełajowym ściganiem pokazać, że pamięta o dwóch tragicznie zmarłych kolegach i pasjonatach MTB.
Ryszard Szurkowski ukończył 65 lat
Urodził się w styczniu 1946 roku, jest zatem zodiakalnym Koziorożcem. W tym tygodniu, 12 stycznia, nasz bohater ukończył 65 lat.
W minioną sobotę, 9 stycznia, Ryszard Szurkowski – jako najzacniejszy przedstawiciel środowiska kolarskiego (jest prezesem PZKol) – honorował Maję Włoszczowską, która zdobyła czwarte miejsce w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" i Telewizji Polskiej na najlepszego sportowca naszego kraju w 2010 roku. Triumfowała Justyna Kowalczyk przed Tomaszem Gollobem i Adamem Małyszem.
Dwa razy wygrał ten plebiscyt (kiedyś był on bardziej prestiżowy), ale wcześniej wygrywał wyścigi kolarskie. Sześć razy startował w Wyścigu Pokoju, z czego cztery razy wygrał. W 1973 roku w Barcelonie popędził razem ze Stanisławem Szozdą po tytuł kolarskiego mistrza świata. W swym życiu, jak nieraz z poczuciem humoru podkreśla, siedemset razy stawał na podium. Aż 350 razy jako zwycięzca, jako triumfator, jako polski bohater lat siedemdziesiątych. – Byłem dobry, bo często stawałem na podium – mówi polski kolarz wszech czasów.
Całe życie związał z kolarstwem. Od 31 marca 2010 ubiegłego roku pełni funkcję prezesa Polskiego Związku Kolarskiego i jego głowę zaprzątają rozmaite problemy. Myślę, że z nadejściem wiosny 2011 środowisko kolarskie wyłoni nowego prezesa, zaś Ryszard Szurkowski nadal będzie z ludźmi, którzy bardzo go szanują i zapraszają. Na wyścigi szosowe, na maratony MTB, na imprezy rowerowe. A to do Wrześni, a to do Połczyna-Zdroju, a to do Poznania, czy wreszcie na spektakularny Tour de Pologne dla Amatorów na trasie z Nowego Targu do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie ścigał się z Franceso Moserem, Janem Brzeźnym i setkami pasjonatów cyklizmu. W sierpniu ubiegłego roku, w środku polskiego lata, na wielkiej imprezie Czesława Langa.
Życzę Ryszardowi Szurkowskiemu stu lat, dobrej pamięci, znakomitej formy i zdrowia, by nadal mógł być z tymi, dla których rower jest pasją, żywiołem życia, wielką i niezastąpioną przygodą.
Lance Armstrong żegna się z szosą
Amerykanin Lance Armstrong, siedmiokrotny zwycięzca Tour de France, ostatecznie żegna się z szosą. Z kolarską rywalizacją na najwyższym poziomie.
Ten czas, w którym będzie głośno medialnie mówił światu i kolarzom ekip Pro Tour: By, by, by!!!, rozpisany jest na prawie tydzień. Bo tyle trwa Santos Tour Down Under, australijski wyścig z cyklu World Tour.
Zanim jednak Amerykanin wsiądzie na rower z numerem 11, jako zawodnik teamu RadioShack, i po raz ostatni wystartuje w wyścigu poza granicami USA, dzieli się już obecnie refleksjami na temat ostatnich lat swej przygody z rowerem.
– Przyznaję szczerze, mój comeback, mój powrót po trzech latach przerwy, do zawodowego kolarstwa nie potoczył się tak, jak planowałem. Chciałem wygrać, w 2009 roku, po raz ósmy Tour de France, ale akceptuję to, co się stało - powiedział dziś Amerykanin dziennikarzom na konferencji prasowej w Adelajdzie.
Lance Armstrong, rocznik 1971, odszedł na sportową emeryturę w 2005 roku i wrócił do kolarstwa w 2009 roku. Nie wygrał po raz ósmy Tour de France i teraz w Australii, która po raz kolejny życzliwie go podejmuje i gości, zamierza powiedzieć: By, by, by!!!
Usłyszą to kolarze z zawodowego peletonu: Andre Greipel, Mark Cavendish, Robbie McEven, Alessandro Ballan i wielu, wielu innych wielkich współczesnych tytanów i gigantów szosy. W australijskim wyścigu startuje dziewiętnaście ekip, także te, w barwach których jeżdżą Polacy.
Niestety, ani Lampre-ISD, ani Liquigas-Cannondale, ani Saxo Bank, ani RadioShack nie zabrały do Australii żadnego Polaka. Tak więc żaden polski kolarz nie będzie świadkiem, jeszcze nie wiadomo, czy sentymentalnego, pożegnania Lance'a Armstronga ze światowym peletonem. |