Włoch Paolo Bettini obronił w niedzielę w Stuttgarcie tytuł mistrza świata w kolarskim wyścigu ze startu wspólnego. Włoski kolarz wyprzedził na finiszu Rosjanina Aleksandra Kołobniewa i Niemca Stefana Schumachera. Za nimi przyjechali w tym samym czasie Frank Schleck (Luksemburg) i Cadel Evans (Australia).
Frank Schleck (drugi z prawej) był w Stuttgarcie o krok od medalu.
Wzruszony Bettini ze łzami w oczach dziękował po wyścigu kolegom z reprezentacji, powtarzając kilkakrotnie: - Mamy wspaniałą drużynę. Włoski kolarz miał szczególne powody do satysfakcji - niewiele bowiem brakowało, aby został wykluczony z rywalizacji przez organizatorów. Komitet organizacyjny MŚ zarzucał mu, że nie podpisał tzw deklaracji antydopingowej, sprawa oparła się nawet o niemiecki sąd, który zezwolił Bettiniemu na start.
Bardzo długi (267 km) wyścig na trudnej trasie, z kilkoma ciężkimi podjazdami, zdziesiątkował stawkę niemal dwustu startujących. Faworyci wytrzymali jednak trudy blisko siedmiogodzinnej rywalizacji i to oni nadawali ton na decydujących okrążeniach trasy w okolicach Stuttgartu.
Kilka początkowych okrążeń przebiegało pod znakiem ataków i ucieczek mniej znanych zawodników. Przez dłuższy czas prowadzili Kolumbijczyk Perez Arango i Francuz Stephane Auge, próbował ich gonić między innymi Marcin Sapa. Ostatecznie do dwójki prowadzących dołączył Rosjanin Siergiej Kolesnikow a przewaga uciekających wynosiła już kilka minut.
Peleton z faworytami jechał jednak spokojnie, w równym tempie, nie przejmując się rosnącą przewagą ucieczki. Główni aktorzy wyścigu ożywili się dopiero po blisko trzech godzinach jazdy. Już jeden z pierwszy ataków ekipy włoskiej, w wykonaniu Andrei Tontiego, spowodował, że z wielkiego peletonu zaczęli odpadać słabsi kolarze.
Losy medali rozstrzygnęły się jednak dopiero na dwóch ostatnich rundach, a ton walce nadawali Włosi i Niemcy, i niespodziewanie Rosjanin Kołobniew. To właśnie on pojechał za atakującym Davide Rebellinem, którego akcje spowodowały porwanie się peletonu na kilka grup. Włosi nie ustawali w próbach i w efekcie uformowała się kilkunastoosobowa, a później kilkuosobowa czołówka, w której byli między innymi Bettini i Schumacher. Tempo wytrzymał Kołobniew, natomiast Rebellin został nieco w tyle.
Na ostatnich kilometrach ścigające prowadzących grupki połączyły się w kilkudziesięcioosobowy peleton, w którym była także dwójka Polaków - Przemysław Niemiec i Tomasz Marczyński, ale jadąca na czele piątka (Bettini, Schleck, Evans, Schumacher, Kołobniew) nie dała się doścignąć.
Niezwykle zacięty był finisz na ostatnich kilkudziesięciu metrach. Najwięcej sił zachował Bettini, ale jak równy z równym walczył z nim Kołobniew. Faworyt gospodarzy, pochodzący ze Stuttgartu Stefan Schumacher musiał zadowolić się brązowym medalem. Frank Schleck, startujący w 64. Tour de Pologne, zajął czwarte miejsce. Za nim przyjechał Cadel Evans.
Wyścig ukończyło 72 spośród 198 startujących zawodników.
Wyniki
1. Paolo Bettini (Włochy) - 6:44.43 h
2. Aleksander Kołobniew (Rosja)
3. Stefan Schumacher (Niemcy)
4. Frank Schleck (Luksemburg)
5. Cadel Evans (Australia) - wszyscy ten sam czas
6. Davide Rebellin (Włochy) - strata 6 sekund
7. Samuel Sanchez (Hiszpania) - strata 8 sekund
8. Philippe Gilbert (Belgia)
9. Fabian Wegmann (Niemcy)
10. Martin Elmiger (Szwajcaria)
11. Thomas Dekker (Holandia) wszyscy ten sam czas
12. Michael Boogerd (Holandia) - strata 14 sekund
13. Bjoern Leukemans (Belgia) - strata 15 sekund
14. Oscar Freire (Hiszpania) - strata 49 sekund
15. Aliaksandr Kuczynski (Białoruś)
16. Aleksander Usow (Białoruś)
17. Beat Zberg (Szwajcaria)
18. Erik Zabel (Niemcy)
19. Thor Hushovd (Norwegia)
20. Radoslav Rogina (Chorwacja) ...
Miejsca Polaków
33. Tomasz Marczyński (Polska)
48. Przemysław Niemiec (Polska) - wszyscy ten sam czas
Piotr Zieliński, Marcin Sapa, Krzysztof Szczawiński i Jacek Morajko nie ukończyli wyścigu.
Wystartowało 198 kolarzy, sklasyfikowano 72.
Kilka akapitów komentarza
Tegoroczne mistrzostwa świata odbyły się w Niemczech, w Stuttgarcie. Organizatorzy, czytaj - Niemcy, od pierwszego dnia championatu toczyli wojnę nerwów z Włochami. Tego napięcia nie wytrzymał Danilo di Luca, lider cyklu Pro Tour i zarazem uczestnik 64. Tour de Pologne. Zrezygnował z jazdy w MŚ.
Inny Włoch, niewielki wzrostem, ale wielki duchem, Paolo Bettini wadził się z Niemcami przez cały tydzień - aż do dnia startu.
Walczył z burmistrzem Stuttgartu, niemiecką telewizją ZDF, by wreszcie niemiecki sąd orzekł: - Bettini może się ścigać.
Paolo Bettini w niedzielę wystartował. I miał handicap, którego nie miał Niemiec Stefan Schumacher. To była sportowa, na nadzwyczajnym poziomie, złość. By udowodnić, kto jest wielki, kto potrafi na ostatniej rundzie rozmawiać z czwórką uciekających partnerów, zachęcać ich do szybkiej jazdy, inicjować ataki i na końcówce pokazać wspaniałą klasę.
Ten finisz, finisz Bettiniego, ocala kolarstwo i czyni Włochów liderami w walce o piękno tego niepowtarzalnego sportu, jakim jest walka tytanów szos na rowerach.
Brawo Bettini, mistrz olimpijski z Aten i teraz już dwukrotny mistrz świata. Mistrz także niesamowitego refleksu, który na końcowej kresce układał swe ręce. Nie w podzięce dla organizatorów, tylko chyba przeciw nim. Sukces Bettiniego zapowiada wspaniałe przyszłoroczne mistrzostwa świata szosowców we Włoszech.
I jeszcze jedno: na ostatniej rundzie tegorocznych mistrzostw świata życzyłem także sukcesu Frankowi Schleckowi z Luksemburga, który startował w 64. Tour de Pologne i w dzień po jego zakończeniu brał udział w jeździe spod hotelu "Skalny" na Orlinek. Uczestniczyłem w tej wspinaczce na dystansie 3800 metrów, wielkie dzięki dla Czesława Langa, i przegrałem z czwartym kolarzem świata o sekundę. Dla mnie była to jazda na całego, dla sympatycznego Franka była to niedzielna zabawa z polskimi fanami kolarstwa.
|