Piotr Rakowski dwa razy objechał
Poznański Pierścień Rowerowy
Piotr Rakowski (z prawej) i jego towarzysze sobotniej jazdy: Tomek (w środku) i Sebastian.
Fot. archiwum Piotra Rakowskiego
Ruszał w drogę w nocy, kończył jazdę dwadzieścia minut przed północą. Piotr Rakowski z Poznania dokonał w minioną sobotę niezwykłego wyczynu: przejechał w ciągu jednego dnia 364 kilometry, dwukrotnie objeżdżając trasę Pierścienia Rowerowego wokół Grodu Przemysła.
– Było ciemno, gdy ruszałem w drogę, z ulicy Kościelnej w Poznaniu. Do początku jazdy na znanym szlaku turystycznym, jakim jest Pierścień Rowerowy, miałem 13 kilometrów. Swój start zaplanowałem w Kiekrzu i zacząłem pedałować w stronę Lusowa (inaczej niż biegną wskazówki zegara) - objaśnia mi swój kolarski trud Piotr Rakowski, informatyk wysokiej klasy i zarazem wielki fan cyklizmu, biegania i fotografii.
– O trzeciej nad ranem zaczęły śpiewać ptaki. Głos skowronków o tej porze dnia jest zachwycający, ale i inne ptaszki stopniowo też dołączyły się do tego porannego chóru. Wschód słońca o 4.20 powitał mnie między Tomiczkami i Mirosławkami - relacjonuje swe wrażenia 51-letni mężczyna. – To coś niesamowitego, widok godny wczesnego wstawania.
Przed niespełna rokiem, w lipcu 2013, Piotr Rakowski pokonał półtora raza Poznański Pierścień Rowerowy, którego długość wynosi 173 kilometry. Tym razem postanowił w ciągu jednego dnia objechać dwa razy znany szlak turystyczny.
Jechał na rowerze górskim marki Kellys' Imagine. Miał dobre oświetlenie, ale po stu kilometrach opuścił swe siodełko o 5 milimetrów, gdyż odczuwał dyskomfort pedałowania. Po tej poprawce poczuł radość jazdy, ale nie obyło się bez wymiany dętki w przednim kole (miejscowość Kalwy) na drugiej rundzie. I to aż dwukrotnie.
Nie upadł, nie miał miał żadnej przykrej przygody. Jechał tak, jak zaplanował swój rowerowy wyczyn. Zmagał się z wiatrem, przed godziną 19 w Kostrzynie zaczęło padać - i to mocno. Nie przyszło mu jednak do głowy, by rezygnować z dalszej jazdy.
W drodze przez ponad dziesięć godzin towarzyszyli mu koledzy: z Sebastianem jechał od 7.30 do 18, z Tomkiem od 16 do 19. Pedałowali razem jak wcześniej zaplanowali.
– Widziałem na swej drodze wiele zwierząt, do świtu dużo zajęcy. W Wielkopolskim Parku Narodowym zadziwiłem się bardzo, gdy około 10 metrów od drogi zobaczyłem stojącego młodego jelonka. Nie uciekał płochliwie, patrzył na porannego rowerzystę z zastanowieniem, co też w jego krainie robi o tej porze człowiek i to na rowerze.
Ruszył w drogę o 2.10 z Kościelnej w Poznaniu, by w domu pojawić się o 23.40. Przejechał 364 kilometry. Średnia prędkość wyniosła około 17 kilometrów na godzinę. Przerwy w podróży zajęły mu 4 godziny. Wypił trzy i pół litra płynów izotonicznych, zjadł trzy bułki, jednego batona, trochę ciastek i pięć podwójnych żeli.
– Taka jazda - to szkoła dla głowy, by dojechać, osiągnąć to, co się zamierzyło, postanowiło. Mi się udało. Miałem wielką determinację, by zrobić coś dla siebie. I nie tylko.
Tą jazdę, ten wyczyn Piotr Rakowski (rocznik 1963, absolwent Politechniki Poznańskiej, informatyk związany z prasą poznańską od ponad dwudziestu lat) zadedykował zmarłemu dziesięć dni temu ojcu - 78-letniemu Janowi Rakowskiemu.
Piotr Kurek
Piotr Rakowski przygotował krótki (wielce interesujący), pięciominutowy film ze swego przejazdu. Jest do obejrzenia na You Tube pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=yCcWqpC2aa4 |