W sobotę w Harrachovie, w niedzielę w Pradze
Autor Wielkopolskiego Rowerowania na moście Karola w Pradze, 24 lutego 2019.
Fot. archiwum Piotra Kurka
Miniony weekend spędziłem aktywnie w Czechach. W sobotę w Harrachovie, w niedzielę zaś w Pradze. Deptałem przez dwa dni ziemię południowych sąsiadów i czyniłem to trochę w sentymentalny sposób.
Równo 40 lat temu, w lutym 1979, po raz pierwszy odwiedziłem Czechosłowacją. Z koleżanką z branży Alicją Balińską z "Głosu Wybrzeża" i Czesławem Sobeckim z "Gazety Pomorskiej" tworzyliśmy trzyosobową delegację Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, która została zaproszona do Pragi przez tutejszy związek żurnalistów (nowinarow).
Przez tydzień czasu poznaliśmy Pragę i jej zabytki, odwiedzilśmy Bratysławę i jej najciekawsze miejsca, zobaczyliśmy tutejsze wsie i trochę przemysłu, także browar w Pilznie. Mieszkaliśmy w ówczesnym hotelu "Intercontinental" (kopia warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, choć mniejsza). Był czas, by odwiedzić Narodne divadlo i napić się piwa "U Fleku", najsłynniejszym i najstarszym browarze restauracyjnym w Pradze.
Przepiękna panorama Pragi. 24 lutego 2019.
Fot. Piotr Kurek
Minęły lata i w roku 2000 wraz z kolegę redakcyjnym Zenonem Danielewiczem z "Głosu Wielkopolskiego" zjawiliśmy się w Pecu pod Śnieżką, by przez tydzień pedałować po czeskich Karkonoszach. Był wrzesień, pogoda nam wielce sprzyjała i dzień po dniu od wczesnego ranka do popołudnia cieszyliśmy się z jazdy na rowerach. W przedostatni dzień naszego pobytu podjęliśmy się wyzwania: pokonania trasy Pec pod Śnieżką - Harrachov (po szosie, asfaltem) i z miejsca spod słynnych skoczni (także mamut) kierowaliśmy się górskimi ścieżkami przez Szpindlerowy Młyn do Pecu pod Śnieżką. Tego dnia przejechaliśmy 119 kilometrów, 70 po szosie i 49 po górach.
To była przyjemna jazda po asfalacie, ale z Harrachowa (600 metrów nad poziomem morza) do Chaty na Dworaczku (1200 m n.p.m.), mając skocznie narciarskie po prawej stronie, 6 kilometrów jechaliśmy godzinę, z przodu na najmniejszej tarczy, z tyłu na największej. I zrobiliśmy wszystko, by podczas pojazdu ani razu nie dotknąć stopą ziemi.
Harrachov, 23 lutego 2019.
Fot. Piotr Kurek
Jazda ze Szpindlerowego Młyna do Pecu na ostatnich trzech kilometrach była mordęgą i wyzwaniem, by dotrzeć do celu. Było już ciemno, zbliżała się godzina 22, a na siodełkach byliśmy z krótkimi przerwami od siódmej rano. Dojechaliśmy do naszego pensjonatu umordowani i zarazem szczęśliwi, że dokonaliśmy wyczynu.
Osiem lat później, w sierpniu 2008, z grupą rowerowych przyjaciół (Grażyna Głowacka i jej mąż Ryszard, Irenuesz Rutkowski i jeszcze kilka osób) z ziemi czeskiej rozpoczynaliśmy rowerową wyprawę wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry do Świnoujścia. Nova Ves - w miejscu, gdzie wypływa rzeka Nysa Łużycka, była naszym startem do przyjemnej jazdy w sierpniowy czas. W Zgorzelecu nad ranem usłyszeliśmy wielce radosną wiadomośc: Maja Włoszczowska srebrną medalistką Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w kolarstwie górskim.
Autor Wielkopolskiego Rowerowania w Harrachovie, 23 lutego 2019.
Fot. Tomasz Matuszczak
Rok później, znów z Grażyną i Ryszardem Głowackimi oraz Marią Matuszek i Mirosławem Stenclem, uczestniczyłem w letni czas w wyprawie rowerowej na trasie Polska - Węgry (Tamasi) przez Czechy I Słowację. Pokonaliśmy wówczas 1283 km, w tym około 200 km po ojczyźnie Vaclava Havla, Jaromira Jagra (hokeista), Milosza Zemana (obecnego prezydenta Czech).
W niedzielę 24 lutego pojechałem do Pragi, by sentymentalnie popatrzeć na Hradczany, Małą Stranę, przejść się mostem Karola i Vaclavskimi Namesti. Tłumy ludzi na hradczańskim wzgórzu, tłumy wszędzie. Turyści dominują w tych miejscach, a tu i tam można przeczytać, że stolicę naszych południowych sąsiadów odwiedza codziennie około 20 tysięcy ludzi.
Rowerowa wyprawa na Węgry, rok 2009. Na granicy czesko-słowackiej.
Fot. archiwum Grażyny Głowackiej
W sobotę też sentymentalnie pojechałem do Harrachowa. Skocznia mamut od kilku lat jest nieczynna, zaś droga asfaltowa do Chaty na Dworaczku (jechaliśmy tędy razem z red. Zenonem Danielewiczem we wrześniu 2000) pokryta jest zalodzonym śniegiem. Na ulicach miasteczka i na trasach tysiące ludzi na nartach. A przy miejscowej hucie szkła (1712) w tutejszym browarze "Gambrinus" smakuje nad wyraz.
Dwa dni świeciło mi słońce w ten weekend w Czechach. W sobotę w Harrachowie byłem bliżej śniegu i ludzi narciarskiego zapału, w niedzielę z Hradczan przez Małą Stranę i most Karola oraz Vaclavskie Namesti smakowałem czeski czas roku 2019.
Piotr Kurek
|