Ponad 500 ludzi pedałowało na rowerach
z Krośnic do Świebodowa i z powrotem
Czołówka sobotniego rajdu rowerowego.
Fot. Piotr Kurek
Dziś o poranku termometry wskazywały temperaturę poniżej zera. W miejscowości Krośnice na Dolnym Śląsku było to dokładnie minus 1,5 st. Celsjusza. Organizatorzy rajdu rowerowego "Jedziemy dla Ryszarda Szurkowskiego" (niezastąpiona Beata Iwanicka i wspierający ją ludzie) zastanawiali się głośno, czy ten pierwszy przymrozek jesieni 2018 wpłynie na frekwencję. Nurtowało ich pytanie, ile też fanom dwóch kółek zechce się przyjechać na imprezę, której szlachetnym celem jest wsparcie polskiego kolarza wszech czasów w jego rehabilitacji.
Było na co popatrzeć w tą listopadową sobotę, gdy peleton ponad pół tysiąca ludzi na rozmaitych rowerach rozciągnął się na długości kilku kilometrów: od wsi Krośnice po Świebodów, gdzie przed 72 laty urodził się as polskiego kolarstwa, jego żywa legenda.
Dom rodzinny Ryszarda Szurkowskiego w Świebodowie.
Fot. Piotr Kurek
Do pokonania było tylko czternaście kilometrów. Na czele jechali znani i utytułowani kolarze z Janem Faltynem na czele. Za nimi pasjonaci kolarstwa z całej Polski. Nie brakowało tych z Milicza, Świebodowa i Krośnic. Wielkopolskę reprezentowała brać rowerowa z Gostynia, Rawicza, Leszna, Koźmina Wielkopolskiego, Poznania.
Przed startem do rajdu, nie było żadnego ścigania, każdy wnosił opłatę startową - dar serca na Ryszarda Szurkowskiego, który 10 czerwca tego roku poturbował się podczas wyścigu Kolonii i teraz odbywa rehabilitację. Jedni wpłacali minimum, czyli 10 złotych, inni dwadzieścia, setki nie były wyjątkiem. Ten kto wpłacił - dostał pamiątkowy numer. Ja 44, Krzysztof Kozanecki - 523.
Ponad 500 osób pedałowało na ziemi rodzinnej Ryszarda Szurkowskiego.
Fot. Piotr Kurek
Byłem dziś uczestnikiem tego niepowtarzalnego wydarzenia. Ci, którzy przyjechali, w większości wiedzieli i wiedzą kim jest Ryszard Szurkowski. Dziadkowie i rodzice zabrali wnuków i dzieci. Jak choćby Rafał Iwanicki, który zabrał na rajd żonę Asię i syna (kilkulatka) Milana. Kończyłem z nimi rajd, dojeżdżając na końcu stawki pół tysiąca zharatowanych ludzi dwóch kółek.
– Ryszard Szurkowski swym sportowym życiem dał wiele emocji i pozytywnych przeżyć Polakom. Wygrywał, godnie reprezentował Polskę, był jednym z największych sportowców XX wieku - mówił dziś w Krośnicach Krzysztof Kozanecki, przyjaciel Mistrza Ryszarda. – Od wczoraj Rysiu jest w domu, miał być w Konstancinie do 21 listopada, ale zapragnął w koncu być już u siebie na kilka dni, by znów podjąć rehabilitację w prywatnych ośrodkach. Każdy dzień to milimetr po milimetrze do przodu w jego powrocie do zdrowia - mówi kolega Ryszarda, który 10 czerwca też jechał w wyścigu w Kolonii a teraz jest głównym animatorem pomocy dla Wielkiego Mistrza.
Rodzina Iwanickich pedałuje radośnie i w słońcu.
Fot. Piotr Kurek
Rajdowicze dojechali do Świebodowa, gdzie zrobiono przerwę. Świebodów - to wioska w dolinie Baryczy, mieszka tutaj około 300 ludzi. Tutaj urodził się Ryszard Szurkowski w styczniu 1946 i dziś trasa rajdu wiodła obok jego domu rodzinnego. Kolarze z Wrocławia i turyści z Namysłowa robili sobie pamiątkowe fotografie pod adresem Świebodów 17. I nie tylko oni.
Ideą rajdu było to, by zebrać jak najwięcej pieniędzy na rehabilitację Ryszarda Szurkowskiego. Poza opłaceniem startowego odbywaly się licytacje koszulek kolarskich, gadżetów, roweru (szosowy Felt) podarowanego przez Mieczysława Żelaznowskiego - trenera kolarzy Dolmelu Wrocław.
Kolarze wrocławscy i Krzysztof Kozanecki.
Fot. Piotr Kurek
Kiedy piszę te słowa, sobota -18.30, nie znam wielkości sumy, jaką dziś zebrano w wielce szlachetnym celu. Myślę jednak, że nie popełnię błędu, jeśli ocenię hojność tych, którzy dziś jechali na rowerach z miejscowości Kraśnice do Świebodowa i z powrotem, na kilkanaście tysięcy złotych.
– Zebrano dziś 28 tysięcy złotych na rzecz rehabilitacji Ryszarda Szurkowskiego - poinformował mnie już po napisaniu tego tekstu Krzysztof Kozanecki.
Piotr Kurek
|