Kolarz z Tarnowa Podgórnego
potrafi jeździć po górach
Paweł Cieślik nie zawiódł oczekiwań fanów kolarstwa nie tylko z Wielkopolski.
Fot. Stiel Photography, World of Cycling
Paweł Cieślik zaprezentował znakomitą dyspozycją na ostatnim etapie 75. Tour de Pologne, pechowym dla ekipy CCC Sprandi Polkowice, wjeżdżając do pierwszej "15" - zarówno na mecie, jak i w finałowej klasyfikacji generalnej.
Kolarze CCC Sprandi Polkowice byli bardzo zmotywowani, by utrzymać koszulkę lidera klasyfikacji górskiej, w której jechał w piatek Łukasz Owsian i pokazać się z jak najlepszej strony na finałowym, najtrudniejszym etapie Tour de Pologne.
Niestety, tego dnia nie mogli oni narzekać na nadmiar szczęścia. Najpierw defekt przeszkodził Owsianowi w walce o miejsce w ucieczce. Potem odjechała 18-osobowa grupka, do której "pomarańczowi" nie zdołali się załapać.
Później nastpił kolejny nieprzyjemny incydent, gdy upadł Michal Schlegel. Doznał on urazu obojczyka i został przetransportowany do szpitala w Zakopanem. Jego przygoda z Tour de Pologne dobiegła zatem końca.
Nie sprzyjał "pomarańczowym" też skład ucieczki, gdyż przodu był Patrick Konrad, który przed etapem miał 27 punktów w klasyfikacji górskiej. Wygrał on 4 premie 1.kategorii, przejmując koszulkę koloru magenty od Owsiana i wygrywając w końcowym zestawieniu.
Bardzo dobrze tego dnia czuł się jednak Paweł Cieślik, który odpowiadał na przyspieszenia głównych aktorów kolarskiego widowiska i do ostatniego podjazdu, prowadzącego do mety, wjechał w około 20-osobowej grupie faworytów. Ostatecznie zameldował się na 13. miejscu, ze stratą 43 sekund do zwycięzcy etapowego, Simona Yatesa, który samotnie zaatakował na przedostatnim podjeździe. W ten sposób Cieślik wywalczył 14. pozycję w końcowej klasyfikacji generalnej, 1:32 min. za triumfatorem całego wyścigu Michałem Kwiatkowskim.
– Ostatnie dwa etapy czułem się bardzo dobrze, a dziś faktycznie samopoczucie było najlepsze. Do tego dostałem spore wsparcie od kolegów, którzy przez wiele kilometrów mnie osłaniali na najtrudniejszych podjazdach. Gdy pierwszy raz wspinaliśmy się pod Gliczarów, poczułem, że jestem w stanie wjeżdżać z najlepszymi i nabrałem pewno ści siebie. Gdy wyścig wszedł w decydującą fazę faktycznie dawałem radę utrzymać tempo pod górę, a z czołówką straciłem kontakt dopiero na ostatnim wzniesieniu, gdy zaczęły się decydujące ataki. Był to podjazd, który niekoniecznie odpowiadał mojej charakterystyce, gdyż był bardzo siłowy i trzeba było tam wykręcać ponad 400 watów - mówi kolarz ekipy CCC Sprandi Polkowice.
– Mam mieszane odczucie dotyczące zajętego miejsca. Przyjechałem na ten wyścig po to, by powalczyć i porównać się z kolarzami World Touru. Widzę, że jeszcze mi do tych najlepszych trochę brakuje i potrzebuję regularnych startów w ich gronie, by wejść na ten najwyższy poziom - podkreśla mieszkaniec podpoznańskiego Tarnowa Podgórnego.
|